Anielska zima- Aleksandra Tyl

Dumna, zadzierająca nosa Kaja naiwnie sądzi, że problemy przestaną istnieć tylko dlatego, że o nich nie mówi, a ludzie zatańczą do jej melodii bez żadnego protestu tylko dlatego, że jej tak pasuje.

I mniej więcej taką ją poznałam na dzień dobry.

Jej zachowanie w stosunku do innych jest momentami tak naganne, że nie było mi jej żal, gdy okazało się, że kłopoty się nawarstwiały. Cóż, nawet jeśli się nie lubi dzieci, to nazywanie ich „gnojami” jest grubą przesadą!

“Widzisz, czasem człowiek musi się pogubić, dotknąć dna, zmierzyć się z własnymi demonami… to bywa oczyszczające.” (str. 309)

A mimo to uważam, że autorka świetnie poradziła sobie z kreowaniem tej postaci i poprowadziła ją w tak intrygujący sposób, że choć Kaja bulwersowała mnie na każdym kroku, chciałam o niej czytać dalej, ciekawa jej losów i czy coś sprawi, że dziewczyna się zmieni. Bo na jakąś wielką zmianę miałam nadzieję już po pierwszych dwóch rozdziałach, gdy myślałam: otrząśnij się kobieto!

Znalazła się też wesoła postać. Głupiutka  i naiwna, a tworzy w tej powieści klimat zabawnej odskoczni. Mowa o komendancie. Jego podejście do gderania żony rozbrajało mnie, a ta baba po prostu wkurzała, gdy zamiast wspierać swojego życiowego partnera,  wymyślała nie wiadomo co, jakby nieświadoma, że słowa mogą cholernie ranić!

“Marzenia trzeba mieć wielkie, a dochodzić do nich małymi kroczkami.” (str. 221)

Pierwsze strony sprawiły, że zakochałam się w mieszkaniu starszego małżeństwa i w sumie trochę żałowałam z początku, że to nie w tym miejscu, przy nich zostanę już do końca. Ich rozmowy i sam opis wnętrza sprawiły, że poczułam się jak w domu z dzieciństwa.

Najpiękniejsze, co tu odnalazłam, to proza życia. Klimat świąt, gdy w realnym świecie też już zaczynam go czuć. A Wigilię przeżyję w tym roku dwa razy. Pierwszy właśnie przy tej lekturze.

Dała mi ona szansę nacieszyć się teraźniejszością, bo odkładając ją poczułam wielką radość, że moje prawdziwe święta dopiero przede mną. Aż do teraz w ogóle nie myślałam o Bożym Narodzeniu i nie cieszyłam się, że zjawią się lada dzień. Anielska zima to zmieniła.

Dla mnie ta powieść ma tylko dwa minusy. Gdy zdążyłam się przyzwyczaić do jednej osoby, za chwilę pojawiało się kolejne imię. I owszem, wiem, że już było. Ale co to za człowiek? Więc wertuję książkę w tył, by przypomnieć sobie, o co chodziło. Wydaje mi się, że bohaterowie wprowadzeni są szybko i z taką pewnością, że czytelnik wie o kogo chodzi, wiec się nie pogubi. A ja się trochę gubiłam, prawdopodobnie dlatego, że nie czytałam poprzednich części z tej serii.

Drugim minusem jest zakończenie. Nie spodziewałam się pozostawienia pewnego wątku otwartego. Mam nadzieję, że w wiosennym tomie autorka pociągnie go odpowiednio i wreszcie doczekam się porządnej chemii i motylków między bohaterami.

Anielska zima  to spokojna, klimatyczna opowieść o życiu. Obserwujemy tu przemianę zimnej, wyrachowanej dziewczyny o kamiennym sercu. Jednak gdy zajrzymy głębiej w jej wnętrze, okazuje się, że tam coś jest. I to coś autorka powoli wydobywała na światło dzienne. Pokazała jak poradzić sobie z przeciwnościami losu i zachować się przyzwoicie, gdy niespecjalnie wiemy, jak tego dokonać. Pokrzepiająca historia na zimowe wieczory, którą polecam zwłaszcza, gdy życie Was nie rozpieszcza i przydałby się jakiś łagodny impuls dobrej energii.

“Bo anioły, moja droga, chodzą po ziemi.” (str. 85)

Na koniec dodam, że książka została bardzo porządnie wykonana, a mimo targania jej w torebce, nie pozaginały mi się żadne rogi, ani grzbiet 🙂

PREMIERA: 04.11.2017r.
Tytuł: Anielska zima
Autor: Aleksandra Tyl
Ilość stron: 446
Cena okładkowa: 39,90zł
Wydawnictwo: Prozami
Kategoria: powieść obyczajowa
Moja ocena : 7,5/10

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prozami.