Bilet do szczęścia- Beata Majewska

Za kontynuację Konkursu na żonę chwyciłam dopiero kilka miesięcy po pierwszej części. Niezbyt przepadam za taką rozciągłością w czasie, bo jak się okazało, kilka imion drugoplanowych zupełnie wyleciało mi z głowy.

Z drugiej strony ta drobna, częściowa skleroza udowodniła mi, że można czytać Bilet bez znajomości Konkursu. Ale uwaga! Straci się przez to wiele z uroku całej serii 😉

Bilet do szczęścia to ciepła, klimatyczna opowieść o miłości i przyjaźni, ale przede wszystkim o walce o własne szczęście. Opowieść o wartościach rodzinnych, o których w dzisiejszych czasach często zapominamy, zagonieni pracą, pościgiem za pieniędzmi i otoczeni technologią, jakiej kiedyś nie było. Beata Majewska udowadnia, że to wszystko nie jest w życiu najważniejsze.

Pewnie Was zaskoczę, ale najlepszym smaczkiem w powieści były dla mnie kłótnie Łucji i Hugona. Po prostu rewelacja zwłaszcza, że oboje uparci. A ja mogłam śledzić ich tok rozumowania, przez co wiedziałam, jakimi torami zbliżali się do każdej kolejnej awantury. Obłęd! Może trochę to brutalne, ale fakt, że naprawdę świetnie się w tych momentach bawiłam. Choć w realnym życiu nie cierpię kłótni…

Głównego bohatera polubiłam już w poprzedniej części. Z pewnością w kontynuacji budził emocje, bo pewne jego zagrania czy myśli zadziałały mi na nerwy. Zwłaszcza, gdy czegoś się po nim nie spodziewałam. Cóż, niekiedy ja i autorka miałyśmy inne wyobrażenie o tym mężczyźnie. Jak dla mnie za dużo w jego głowie myśli o innych kobietach. Ale może to właśnie cały Hugo, czyli mężczyzna po przejściach, skomplikowany i zamknięty w sobie? Po lekturze pierwszej części zadałam sobie pytanie, czy gdyby był biedny, wciąż byłby tak atrakcyjny. Dalej tego nie wiem. On jest fajny, ciekawy i wart uwagi, ale mojego serca nie przyśpiesza. Ja go po prostu lubię i niech tak zostanie 🙂

Zupełnie niepotrzebny wydaje mi się wątek z wizytą Hugona u Nicole. Nic nie wniósł do całej opowieści, a raczej zdziwiło mnie to, co się tam stało. Tym bardziej, że autorka w sumie nie pociągnęła dalej tego tematu, więc zastanawiałam się, po co to właściwie było? Zamiast tego wolałabym więcej uroczego Damiana.

No i babcia Łucji! Bezbłędna. Do pary z matką Hugona. Na obie zawsze można liczyć, a tam gdzie „trzeba”, wtykają nos. Oczywiście w nie swoje sprawy. Ale od czego są babcie i teściowe 😀

Na ogromną uwagę zasługują początki macierzyństwa. Szczegóły, które dla takiego bezdzietnego laika jak ja są nieznane, a przez to ciekawe. W dodatku całość tak fajnie ubrana w słowa, że chwilami czułam się, jakbym stała tuż obok tego maleństwa. Wyobraźnia dała radę.

Jestem autorce wdzięczna za tę powieść. Nie jest to typowe romansidło, nie jest to męcząca, trudna ani nudna opowieść. Jest to książka przy której można odpocząć, zatęsknić za własną babcią (jeśli się jej już nie ma, lub jeśli się nigdy takiej nie miało). Powieść, która koi trudy codzienności, otula swym ciepłem i lekkością, momentami bawi, momentami nawet wzrusza.

Jak to widnieje w rekomendacji na okładce: idealne zakończenie historii Łucji i Hugona. Ja się z tym całkowicie zgadzam!

A jeśli nie czytaliście mojej recenzji Konkursu na żonę, znajdziecie ją TUTAJ 😉

PREMIERA: 05.07.2017r.
Tytuł: Bilet do szczęścia
Autor: Beata Majewska
Ilość stron: 288
Wydawnictwo: Książnica
Moja ocena: 10/10

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Książnica.