Żałując macierzyństwa- Orna Donath

Są matkami. Jedne od roku, inne od kilkudziesięciu lat. Dbają, opiekują się, przewijają, uczą, odbierają telefony od kochających je wnuków.

Ale czy uśmiechy posyłane w kierunku szczęśliwego dziecka prezentującego swój najnowszy obrazek naprawdę są szczerze? Czy ten obrazek to rzeczywiście coś, co mają ochotę oglądać? A może dobra mina do złej gry to ich sposób na przetrwanie i jednocześnie pokazanie sobie i światu, że dadzą radę? Tak, mowa tu o kobietach, które zostały matkami i  żałują tego, bo choć kochają swoje dziecko całym sercem, to nie było ono szczytem ich marzeń, bo okazało się inaczej niż w marzeniach, bo mąż i rodzina naciskali, bo wypadało, bo jakiś inny powód.

Zacznę od marudzenia na temat samej realizacji pomysłu, bo jest coś, co wolałabym dużo bardziej niż wywód podobny do doktoratu. Pełne wywiady, jakie autorka przeprowadziła na potrzeby tej książki. I niech cała książka by się z nich składała. Tu natomiast jest mieszanka. Fragmenty wypowiedzi bohaterek „zatrudnionych” do zbierania materiału pojawiają się dość często. Ale ja czuję lekki niedosyt. Dla mnie jest po prostu odrobinę za dużo teorii i analizy, a brak mi pełnych historii tych kobiet, które zgłosiły się do projektu.

Żal jest jak tymczasowy prom przenoszący swój ładunek z tego, co było, przez to, co mogłoby być, do myślenia o przyszłości w świetle przeszłych doświadczeń. (str. 208)

Autorka rozpoczęła swe badania w 2008 roku w Izraelu i prowadziła je przez pięć lat. Dokładnie zbadała grunt, przeanalizowała różne kraje i ich sytuacje. Wybrała Izrael, bo tam kobieta ma średnio trójkę dzieci. Przedstawia punkty widzenia dwudziestu trzech różnych kobiet  w przedziale wiekowym od 26-73 roku życia (nawet takich, które mają już wnuki, więc są matkami od wielu lat). Stara się pokazać podejście do niechcianego macierzyństwa na tle społeczeństwa, które nie wyobraża sobie, jak to możliwe: nie chcieć mieć dzieci, skoro to główne, najważniejsze zadanie w życiu każdej osoby płci żeńskiej. Nie każda kobieta musi być matką. Bywa, że decyduje się na dziecko, bo mąż tego żąda: dziecko albo rozwód. Najbardziej książka skupia się na zrozumieniu samego pojęcia żalu. Od tego się zaczyna i towarzyszy praktycznie cały czas.

Nie jest to łatwy temat. Pani socjolog podejmuje go w taki sposób, że czytając chcesz się jak najwięcej dowiedzieć, a autorka jak najwięcej przekazać. Ja czytałam ją dość długo i wolno. Często się zatrzymywałam, wracałam do niektórych momentów.

Ciekawostką jest fakt, że autorka miała wpływ na polskie tłumaczenie. Poprosiła o dokładne tłumaczenie zwrotu „nobody’s mom”, nawet jeżeli będzie to niezgodne z polską gramatyką (str.12).

To nie jest książka biograficzna czy powieść. To zbiór niezwykle ciężkich artykułów, w których Orna Donath powtarza, że kobieta ma prawo do własnych uczuć, pragnień, a macierzyństwo to niekoniecznie dla każdej kobiety punkt obowiązkowy w życiu, bez którego nie może być szczęśliwą. Mówi bez ogródek i owijania w bawełnę, co tym bardziej brzmi kontrowersyjnie. Czy autorce udaje się kogokolwiek z myślących inaczej przekonać do swoich racji? Z pewnością tytuł ten ma być ostrzeżeniem i zmusić do przemyśleń. Bo dziecko to poważna decyzja na całe życie.

PREMIERA: 20.07.2017r.
Tytuł: Żałując macierzyństwa
Autor: Orna Donath
Ilość stron: 312
Wydawnictwo: Kobiece
Moja ocena: 8/10

 

Za możliwość przeczytania ksiażki Wydawnictwu Kobiecemu.