Zdążyć z miłością- Beata Majewska

Gdyby ta powieść skończyła się mniej więcej w połowie, byłaby to zwykła, klimatyczna opowiastka, nie wyróżniająca się zbytnio wśród innych tytułów.

Taka sobie do poczytania na jedno popołudnie i zapomnienia. Ale autorka zrobiła wszystko, by uśpić moją czujność, pozwolić mi na odprężenie, spokój, a nawet lekką monotonię w pewnej chwili, by nagle i niespodziewanie gruchnąć mną z impetem o uczuciowy wybój na prostej drodze. Tak bezpardonowo.

W tym momencie miałam ochotę rzucić tą książką z całej siły o najbliższą ścianę, by z radośnie obolałą euforią patrzeć, jak ten produkt wydawniczy bezskutecznie próbuje wkomponować się w masywną, pionową płaszczyznę. Nie zrobiłam tego chyba tylko dlatego, że nie chciało mi się wstać, by pozbierać resztki książki w celu dalszej lektury. Bo niewątpliwie moje czujniki zapaliły się, zaciekawienie poszybowało w górę i zaczęłam chłonąć książkę już nie dla samej przyjemności popołudniowej, miłej lektury, lecz ku zdobyciu informacji, co dalej? CO DALEJ???

Choć „Zdążyć z miłością” jest ostatnią częścią serii Konkurs na żonę, autorstwa Beaty Majewskiej, to jednak nie jest to typowa kontynuacja. Owszem, bohaterowie dwóch poprzednich części przewijają się gdzieś tam w tle, ale główną bohaterką jest tu kobieta, która wcześniej była tylko dodatkiem. A tu wychodzi na pierwszy plan i robi to z przytupem.

To historia trzydziestoletniej, samotnej Olgi. Kobiety, która musi poradzić sobie z problemami, jakich nie chciałabym doświadczyć. Zarówno na polu zdrowotnym, rodzinnym, jak i sercowym. Teraz patrzymy na świat jej oczami. A także na Łucję i Hugona. Autorce się ten zabieg innej perspektywy udał, bo naprawdę czułam się jak w zupełnie innej (ale bardzo dobrze dopasowanej) skórze, szczególnie gdy tamta para wchodziła na chwilę w kadr.

Nie ukrywam, że najbardziej podobał mi się do tej pory Bilet do szczęścia. Jednak Zdążyć z miłością niesie znacznie więcej powodów do przemyśleń, porządnego zastanowienia się nad swoim życiem, a także uczy tolerancji dla bagażu, jaki ma na sobie każdy człowiek, ze względu na swoją historię.

Choć Olga jest dorosła i to od dawna, to tak naprawdę dojrzewa dopiero na naszych oczach. Miłym kontrastem dla niej jest dwójka uroczych maluchów, ktorych sposób myślenia autorka dopasowała bezbłędnie do ich wieku. Tu faktycznie można się czasem szeroko uśmiechnąć, czytając ich poważne komentarze na różne życiowe tematy.

Dodatkowo ciekawym zabiegiem w książce jest umiarkowane, spokojne połączenie ateizmu z katolicyzmem. Na przykładzie tej historii warto pokusić się o rozważania, czy różnice religijne mogą być przeszkodą dla uczuć. Jak to pogodzić i czy jest to w ogóle możliwe?

Wątek romantyczny jest skomplikowany. Były momenty, które czytałam po dwa, trzy razy (bo takie fajne!) z ogromną przyjemnością i tymi motylkami, których szukam w każdej historii romantycznej. Ale jest też ciężko. Jest strach, ból i niepewność. Czy to taka wisienka na torcie? Zdecydowanie.

Powieść mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się w najmniejszym stopniu tego, co działo się od drugiej połowy. Złość, nerwy i łzy pojawiły się nagle i zupełnie nieoczekiwanie. Podejrzewałam, że coś musi się  wydarzyć, bo autorka nie jest z tych, co to oszczędzają bohaterów.

Nie żałuję lektury tej serii ani trochę. Niewykluczone też, że za jakiś czas sięgnę ponownie właśnie po tę, ostatnią cześć białej serii z kwiatami na okładce. Jak się domyślacie: polecam! Zwłaszcza, jeśli lubicie być zaskakiwani… ?

PREMIERA: 25.10.2017r.
Tytuł: Zdążyć z miłością (seria: Konkurs na żonę)
Autor: Beata Majewska
Ilość stron: 432
Wydawnictwo: Książnica
Kategoria: obyczajowa, romans
Moja ocena : 10/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Książnica oraz autorce.