Wywiad z autorką “Róży”

Piękna kobieta, matka i żona, artystka i założycielka własnego przedszkola w Wielkiej Brytanii.

Agnieszka Opolska. Swoją pierwszą powieścią wygrała w 2015 roku IV edycję konkursu Literacki Debiut Roku. W styczniu 2017r. wydała drugą powieść pt. Róża, a dziś otrzymałam od tej niezwykle utalentowanej pisarki odpowiedzi na Wasze pytania. Oto one:

Co Panią skłoniło do pisania?

Pisanie to ekspresja twórcza. Od zawsze miałam w sobie nieznośną chęć tworzenia – malowania, pisania, fotografowania. Myślę, że wybrałam pisanie, bo można to robić, leżąc w łóżku. Znacznie ciężej jest tak malować obraz.

Czy autorka w swoich książkach nawiązuje w jakiś sposób do doświadczeń życiowych?

Moje książki to fikcja literacka, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie korzystam z własnych doświadczeń. Pisarz przetwarza prawdziwe sytuacje, tworzy ciąg dalszy wydarzeń, doprowadza bohatera do skrajności. Moje doświadczenia to tylko inspiracja do tego, co zrobi z nimi moja wyobraźnia.

Ile w “Róży” jest Agnieszki Opolskiej?

Wszyscy moi bliscy twierdzą, że Róża ma w sobie coś ze mnie. Ja tego nie widzę. Róża to bohaterka tragiczna, którą nieprawdopodobnie doświadczyło życie, która pragnie miłości i domu. Ja jestem zupełnie gdzie indziej.

Pani Agnieszko, czy w książce są pani osobiste przeżycia?

W „Róży” dużo jest emocji, jakie pamiętam z okresu wolontariatu we Francji. Przede wszystkim poszukiwanie sensu, poczucie samotności, obcość, tęsknota.

Czy “Róża” ma kolce? – pytanie o trudności i przeszkody powstałe podczas pisania powieści

„Róża” powstała nad wraz sprawnie, to jedna z powieści, którą z siebie „wyplułam”. „Annę May” pisałam prawie dwa lata, dziesięć razy poprawiałam i zmieniałam fabułę. „Róża” to książka, z której prawie wcale nie wyrzucałam tekstu. To co było dla mnie najtrudniejsze, to zakończenie. Mój problem polegał na tym, czy zadowalać publiczność i robić happy end, czy pisać to, co chcę, a co niekoniecznie się spodoba. Nie mogę powiedzieć, co wygrało 😀

Czy Agnieszka Opolska kocha róże?

Lubię zapach róż i delikatność płatków. Lubię kwiaty w ogrodzie. Nie przepadam za ściętymi, no chyba, że są martwą naturą 😀

Załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa. Jakie powinna mieć według Pani składniki?

Dawno temu na blogu Literacki Świat Cyrysi odpowiedziałam na to pytanie. I teraz powtórzę…

  • 1 sprawny komputer (niesprawny może zniechęcić, szczególnie kiedy zjada ci tekst)
  • 1 wielka szklana chęci
  • szczypta inspiracji
  • 1 jajo humoru
  • 1 kilogram emocji 
  • 10 gram drożdży, na których wyrośnie przywiązanie do bohatera

Piec około roku w otulinie entuzjazmu (w zależności jak szybko się pisze i czy komputer jest sprawny). Gotowe ciasto posypać seksem, dla smaku.

Kiedy pomyślała Pani po raz pierwszy, że chciałaby zostać pisarką i jak na te

n pomysł zareagowali Pani najbliżsi?

Dobra, wyznam to! Napisałyśmy z moją koleżanką w podstawówce gorący romans. Na szczęście zaginął. Była to książka, której wolałabym, żeby nikt nigdy nie przeczytał. Tytuł brzmiał: „Trudna miłość”. Pamiętam, jak skończyłyśmy i napisałyśmy na okładce swoje biografie. Wtedy pierwszy raz nazwałam się pisarką. Potem temat pisania znikł na lata. Wrócił podczas ciąży z moją córką, Elżbietą, gdy już mieszkaliśmy w UK.

Pani Agnieszko, czy kiedykolwiek musiała Pani zrezygnować z kontaktów z przyjaciółmi czy też rodziną, by móc kontynuować swoje zamiłowania i pasje?

Nie. Nigdy nie musiałam stawać przed wyborem. Ktoś kto mnie kocha, nie zmuszałby mnie, bym wybierała, wiedząc jak bardzo jest to dla mnie ważne. Z tych, których kocham, nierezygnuję. Ponadto całe swoje młodzieńcze życie spędziłam wśród ludzi i przyjaciół, z których każdy realizował jakąś swoją pasję, dzielił się nią z innymi. Żywo uczestniczyłamw działaniach w stowarzyszeniu „Ego” i MCK w Ostrowcu Świętokrzyskim. Byli tam młodzi muzycy rockowi, plastycy, ludzie teatru, pisarze. Robiliśmy indywidualnie wiele, a wspólnie jeszcze więcej, uzupełniając się nawzajem. Tworzyliśmy nurt młodzieńczego artystycznego buntu. Mój mąż w tamtych czasach zajmował się teatrem i muzyką, ja malarstwem

i literaturą. Dzięki takiemu połączeniu tworzy się nić porozumienia, a sztuka to coś, czym się oddycha, jak powietrzem, niezbędnym, żeby żyć. Tego uczymy nasze dzieci. Życia z pasją.

Czy warto być dobrym?

W kontekście zjawiska nazywanego reinkarnacją, w którą wierzę, zdecydowanie tak.Tu historycznie przypomnę, gdyby naburmuszony katolik zarzucił mi herezję, że w kościele katolickim nauka o reinkarnacji została całkowicie usunięta na piątym soborze w Konstantynopolu w roku 553, podczas gdy w innych religiach stanowi nadal część nauki. Myślę, że warto być dobrym. To co zasiejesz, zbierać będziesz. A więc każdy nasz czyn, słowo wrócido nas, wcześniej czy później. Jednak samo pojęcie „dobra” wydaje mi się mocno względne, zależy od stanu naszego postrzegania i uwarunkowane jest kulturą, religią, historią, indywidualnym doświadczeniem.

Pani Agnieszko, na ile lektura „Małego Księcia” i Pani praca w domu dla bezdomnych Magdala w Lille w roku 2006/2007 zmieniły Pani sposób patrzenia na ludzi i otaczający świat w porównaniu do okresu sprzed wolontariatu?

Tak, czas w Magdali był dla mnie bardzo intensywnym przeżyciem. Przez rok mieszkałam w Lille, w domu dla bezdomnych, spędzając w ich towarzystwie mnóstwo czasu. Słuchałam tych bardzo samotnych i pokrzywdzonych ludzi, których historie jeżą włos na głowie. Magdala nauczyła mnie tego, że bezdomność ma też inne oblicze – oblicze samotnego serca. Często ludzie, którzy przychodzili do Magdali, szukali domu w drugim człowieku. Dziś to wiem, że taka bezdomność dotyka wszystkich ludzi, niezależnie od tego czy mieszkają w pałacach, blokach, szałasach, wigwamach czy igloo, w Ostrowcu, Paryżu, Londynie. Było to wtedy dla mnie wielkim odkryciem, pewnie dlatego, że sama czułam się bezdomna. Tamto doświadczenie nauczyło mnie, żeby żyć tu i teraz i doświadczać tego, co w danej chwili mam. Wtedy też odkryłam, że sztuka jest dla mnie czymś bardzo ważnym. Czymś co definiuje mnie jako człowieka. A to pewnie dlatego, że stała się narzędziem, za pośrednictwem którego mogłam to doświadczenie w sobie przepracować i puścić. I zrobić miejsce na nowe.

Zastanawiała się Pani kiedykolwiek, skąd zrodził się Pani altruistyczny stosunek do drugiego człowieka, czym został uwarunkowany?

Nie wiem, czy jestem aż tak wielką altruistką. Po prostu pomagam, kiedy mogę pomóc i lubię to, bo wiem, że kiedyś ktoś pomoże mi. Energia krąży. To nie jest altruizm, tylko, mimo wszystko, wymiana, nawet jeśli tę pomoc otrzymam niespodziewanie od zupełnie nieznanego mi człowieka. To „zasada wzajemności”, którą w życiu się kieruję.

Co znaczy dla Pani “słowo”? Czy jest to coś cennego, czy jest to tylko zlepek liter?

Przywiązuję ogromną wagę do słów, szczególnie tych pisanych. Słowo to moc, za pomocą której budujesz lub niszczysz. Twierdzę, za Wittgensteinem, że język tworzy rzeczywistość. To jak o czymś mówimy, sprawia, że takie mamy do tego nastawienie. Kiedy zmieniamy język, zmieniamy postawę.

W jakich okolicznościach zrodził się pomysł na książkę “Róża”?

Nie mam pojęcia, jak to się stało. Ja chyba musiałam napisać tę książkę, ona we mnie siedziała. Inspiracją na pewno był mój wolontariat we Francji, spotkania z bezdomnymi, którzy totalnie odwrócili moje myślenie o sobie i świecie, samotność, jakiej wtedy doświadczyłam. To wszystko stało się przyczynkiem do napisania „Róży”.

Mnie zawsze interesowało, skąd te wszystkie pomysły na książki? Że każda inna od drugiej. Trzeba mieć taką fantazję czy talent?

Każdy posiada znajomość języka i umiejętność pisania, więc teoretycznie każdy może być pisarzem. Warsztat pisarski jest rzemiosłem, które można szkolić, rozwijać. Pytanie tylko dlaczego nie wszyscy piszą książki? Moim zdaniem niektórych to po prostu nie interesuje lub nie mają wystarczającej wytrwałości. Dla mnie każdy może być tym, kim zechce, choćby pisarzem, jeśli bardzo będzie tego pragnął.

Czym lub kim jest Róża?

Dwa zdania: Róża to bardzo zagubiona kobieta. Róża pragnie być kochaną.

Czy ta opowieść zakończy się szczęśliwie?

Nie powiem!

Czy znalazła się Pani kiedyś w sytuacji bez wyjścia, w sytuacji, która nie dała się rozwiązać i pozostała na stałe tajemnicą?

Myślę, że każdy ma takie sytuacje, nie jestem odosobniona.

***

Na koniec pytanie (a pod nim również odpowiedź Agnieszki), które wygrało konkurs na najciekawsze. Jego autorką jest Pani Iza Wyszomirska:

“W wielu recenzjach “Róży” da się zauważyć, że jest to powieść o bezinteresownej pomocy drugiej osobie, wsparciu i poświęceniu. Czy myśli Pani, że zawsze warto się poświęcać? Nawet wtedy, kiedy ta osoba na to nie zasługuje?”

To bardzo interesujące pytanie. Pomoc to nie zawsze bezinteresowne wsparcie. Czasami to wielkie poświęcenie, którego nienawidzimy. Są ludzie, którzy „nabroili” w swoim życiu, krzywdzili innych, nie dbali o swoje zdrowie i kiedy stają się, na przykład, starsi i schorowani, potrzebują pomocy od bliskich, dla których byli niedobrzy. Rodzi się pytanie: „Dlaczego teraz mam to dla ciebie zrobić?”. Oprawca żony zostaje sparaliżowany po wylewie i staje się od niej całkiem zależny. Po latach krzywdy i nienawiści, nagle ta kobieta jest górą. Ja mogę powiedzieć tylko, że czasami cena pomagania jest zbyt duża.

***

Gratuluję serdecznie Zwyciężczyni konkursu i dziękuję Wam za wszystkie pytania, bo były naprawdę ciekawe i pomysłowe!

Miłego wieczorku!

~Śnieżynka