Siostry Calhoun w akcji, czyli “Catherine” – Nory Roberts – na pierwszy ogień

Po książkę Nory Roberts nie mogłam nie sięgnąć. Autorka mojego ulubionego gatunku, świetna pisarka i chyba nie znam książki spod jej pióra, która by mi się nie podobała. Ale w Catherine troszkę zazgrzytało…

Książka opowiada o czterech siostrach, które mieszkają ze swoją starszą ciocią, Coco. Postanawia ona zaprosić do ich pięknego, otulonego wieloma tajemnicami i bogatego w historię  domu potencjalnego kupca. Dziewczynom przykrzy się myśl o sprzedaży, jednak kalkulator jest bezlitosny. Bohaterki nie dadzą rady zbyt długo utrzymywać sypiących się murów. A pewien bogaty jegomość z chęcią kupi posiadłość nad brzegiem morza i przerobi ją na wyjątkowy hotel.

Standardowo nie ma co narzekać na pióro autorki, bo Nora Roberts to klasa sama w sobie i pisać kobieta potrafi. Szczególnie romanse. Mamy ciekawą historię, piękny dom, tajemnicę i aż pięć bohaterek, które nie grzeszą spokojem i talentem do omijania problemów.

Najstarsza, właśnie wspomniana ciocia, ma przy okazji swój własny plan na ich przyszłość, nie zastanawiając się nawet, a szczerze mówiąc, nawet nieszczególnie interesując się tym, co na temat jej poglądów będą miały do powiedzenia pozostałe bohaterki.

Staruszka jest nietypowa. Wysoka, a nosi szpilki. Interesuje się wywoływaniem duchów, a w dodatku wydaje jej się, że jest szalenie sprytna. Fakt. Swoje podopieczne potrafi omamić jak nikt.

Dlaczego więc coś mi tu zazgrzytało? Bo już dawno nie spotkałam się z tak szybkim rozwojem sytuacji. W pewnym momencie aż miałam wrażenie, że czytam taki standardowy, tradycyjny harlequin. Choć nawet w nich rzadko zdarzało się (albo ja miałam takie szczęście), żeby bohaterowie wpadali sobie w ramiona już w pierwszym, dość krótkim rozdziale. Jak lubię wątki romantyczne, tak tutaj aż było mi odrobinę za szybko.

Autorka nie pozostawia wątpliwości od samego początku, kto i kim się tutaj zainteresuje. I fajne jest oczekiwanie na tę relację, ale żeby tak od razu? Od pierwszych stron? No ja proszę, choć odrobinę więcej cierpliwości. Przyjemność można za to czerpać z obserwowania głównej bohaterki i jej reakcji na kolejne głupoty, jakie stawia przed nią życie, zazdrosny właściciel auta i podstępna, choć kochana ciotka.

Tytułowa Catherine jest niesamowitą dziewczyną. Naprawia samochody, ma własny warsztat i bardzo zdecydowane podejście do wszelkich bogaczy. Wcale jej się nie dziwię, bo skoro jest przedsiębiorcą, to z różnymi typami ma do czynienia. A ten jeden wyjątkowo jej się nie podoba. Bohaterka wątpi w ogóle, czy facet odróżnia samochód od roweru. W końcu od tego są szoferzy, żeby się autem zajmować.

“- Posłuchaj, skoro i tak tu stoisz, to może zajmiesz się czymś pożytecznym? – zapytała w końcu C.C. – Wejdź do środka i zapal silnik.
– Silnik?
– To takie coś, dzięki czemu samochód jedzie. Przekręć kluczyk, wciśnij gaz, chyba wiesz, jak to się robi? Poradzisz sobie? – zapytała drwiąco” (str. 93)

Twardzielka, ale w głębi kryje się wrażliwa dziewczyna, co momentami bardzo trudno jej ukryć. Jak już raz pomarudziłam, to dodam też, że wyjątkowo (jak nie ja…) nie podobał mi się zastrzyk motylków, jakie w tej powieści zaserwowano mi przy nagłym objawieniu Catherine. No ni cholery nie mogłam wczuć się w ten jej nagły obrót o 180 stopni, choć rozumiem przecież jak działają te wredne strzały Amora.

I jest w tym jakaś prawda:

“- Przekonałam się, że uczucia nie mają nic wspólnego z czasem. Aby się zakochać, potrzebujesz roku albo minuty. Zdarza się to wtedy, gdy ma się zdarzyć, i już” (str. 159)

Choć można odnieść wrażenie, że Nora Roberts nie miała pomysłu, jak to wszystko płynnie przeskoczyć, albo bardziej chciała skupić się na innym wątku. Bo miało to jakiś głębszy sens właśnie na tle tajemnic domu. A te, trzeba przyznać, że trzymają poziom. Bardzo podoba mi się wątek naszyjnika. A na opowieść o dalszych losach nieszczęśliwie zakochanej prababki będę czekać z niecierpliwością do następnych tomów, bo szczerze mam nadzieję, że dowiem się o niej jeszcze więcej.

Jak to ocenić? Komu polecić?

Zastanawiałam się, jak ocenić tę powieść. Pierwsza myśl, to taka mocna trója w skali, jaką stosuję na tym blogu (0-6). A jednak tuptam niecierpliwie, żeby sięgnąć po następny tom. Prawda jest też taka, że oderwać się od tej książki nie mogłam. Kurczę, no podobała mi się i chcę wiedzieć, co dalej! A okładka pięknie oddaje skrywany wewnątrz klimat. Te fakty sprawiają, że powieść zasługuje na zdecydowanie wyższą ocenę.

Nie polecam powieści tym, którzy nie znoszą szybkiego rozwoju sytuacji i zbyt ostentacyjnego ustawiania bohaterów. Wiecie, gdy już na pierwszej stronie wiadomo, kto i z kim i dlaczego, tylko jeszcze trzeba się dowiedzieć: jak. Inna sprawa, że nie znam nikogo, kto nie lubi takich elementów w książkach i choć raz sięgnąłby po jakiś romans. W końcu gatunek zobowiązuje 😛 Ale czasem fajnie też poczytać i takie: wiadomo kto i z kim, tylko dlaczego i jak?

Książka spodoba się na pewno fankom tej autorki, fankom romansów, a już na pewno pokochają ją te osoby, które namiętnie czytają te tzw. harlequiny. Tak, też zdarza mi się po nie sięgać. Ja je nawet kolekcjonuję 😉

Ach. Jest też świetna dla osób, które szukają przyjemnego, zwariowanego romansu przeplatanego tajemnicami. Szczególnie takimi, które skrywa stary dom.

PREMIERA: 05.08.2020r.
Tytuł: Catherine
Seria: Siostry Calhoun
Autor: Nora Roberts
Ilość stron: 240
Cena okładkowa: 34,99zł
Wydawnictwo: HarperCollins
Kategoria: romans
Moja ocena : 5-/5

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu HarperCollins.